poniedziałek, 6 czerwca 2016

Warka nr 9 "Spokojnie to tylko... AWARIA".

Ciąg dalszy wspominek. Po "Kuźni" naszło mnie coś na warzenie AIPA. Nie byłbym sobą, gdybym nie testował znowu nietypową recepturę. Zamiast standardowych aromatycznych chmieli amerykańskich wybrałem te mniej popularne i nie dające typowych owocowych posmaków.
Zacieranie jednotemperaturowe i solidna dawka chmieli. To się nie może nie udać.... a jednak niemożliwe czasem staje się prawdziwe.
Słody ważone z aptekarską dokładnością. A w kuchni piękne zapachy zbożowe :) To lubię.
Właściwie do końcowego etapu wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Niestety podczas przenoszenia do wanny garnek nie wytrzymał odkształcenia i na wysokości rączki od wewnętrznej strony odprysnęła emalia prosto do brzeczki. Oczywiście została od razu wyłowiona. Po warzeniu gar został naprawiony specjalną emalią dopuszczoną do kontaktu z żywnością.
A teraz punkt kulminacyjny pecha. Mimo rehydratyzacji pierwsze zadane drożdże nie ruszyły!!! Musiałem przeczekać cały weekend żeby kupić inne, gdyż w domu nie miałem zapasowych. Po trzech dniach od zadania pierwszych wlane zostały drugie drożdże i... o dziwo ruszyły po ośmiu godzinach. Dalej było już właściwie jak zawsze. Brzeczka została zlana na cicha fermentacje. Zero zakażenia, nic niepokojącego. W dniu butelkowania wiedziałem już, że jest źle. Piwo w zapachu jak i w smaku miało posmaki rozpuszczalnikowe. Do tego były one w kosmicznym stężeniu.
Myślałem, że czas złagodzi ten stan. Niestety myliłem się bardzo. 46 butelek piwa poszło w kanał cztery tygodnie po butelkowaniu, a spłuczka wraz z sedesem kaca miała jeszcze przez tydzień :) 
Człowiek łudzi się, że jego to nigdy nie dotknie. Zimny prysznic. Lekcja pokory. Każdemu kto warzy prędzej, czy później coś nie wyjdzie, a wtedy nie warto się załamywać tylko dalej dążyć do robienia najlepszego piwa na świecie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz